Dlaczego messed up? Część pierwsza z wielu

Po co podejmować jakąkolwiek aktywność, jeśli wokoło nie ma nikogo, kto dostrzeże moją pracę i osiągnięty cel? Jaką różnicę zrobi to, że zamiast siedzieć pół dnia przed telewizorem, poświęcę ten czas na czytanie klasyków literatury światowej? Przecież nikt tego nie oceni, nikt nie porówna mnie z innymi osobami, nikt nie zgani za marnowanie czasu.

Zdarza się, że nachodzą mnie takie myśli. Gdy nie spotykam się z żadnym ze znajomych, gdy plan dnia to co najwyżej wyjście do sklepu, spacer po parku, zwykłe aktywności domowe. W takich właśnie chwilach samotności - zmniejszonej liczby interakcji z ludźmi, oderwania od wiru spotkań towarzyskich - niemal automatycznie ogarnia mnie nastawienie przerażająco fatalistyczne.

Gdy przez pewien czas jestem sam w domu i nie utrzymuję kontaktu ze znajomymi ani rodziną, czuję się tak, jakbym powoli umierał. Będąc zapomnianym przez wszystkich, dla kogo mam żyć, dla kogo realizować swoje cele, motywować się do pracy i rozwoju?
Czytam te słowa, opis doświadczeń pewnego pacjenta z podręcznika do psychoterapii - i tylko przytakuję w myślach. No właśnie - po co i dla kogo robić cokolwiek?



Zdaje się, że zadawanie sobie takich pytań to przejaw niedojrzałości.Przejaw braku dyscypliny moralnej, która pcha do działania - nie dlatego, że inni widzą skutki tego działania - ale dlatego, że ja sam dysponuję pewną hierarchią wartości i pragnę robić coś, co jest z nią spójne i wznosi mnie coraz wyżej.

Zdaje się, że sytuacja, gdy dla samego siebie jest mi obojętne czy leżę cały dzień w łóżku objadając się fast foodami czy też pracuję na rzecz mojego JA i realizuję swoje pasje - to bardzo zła sytuacja.



Dlaczego tak się dzieje? Skąd ten brak motywacji?
Czy przyczyną jest brak zdefiniowanych celów? Nie - ja jestem swoich celów świadomy. Wypracowuję je samodzielnie i pamiętam o nich. Jak widać, nie daje to wystarczającej motywacji, by je realizować.


Może przyczyną jest brak punktu odniesienia? To chyba lepsze wytłumaczenie.

Brak pewnego układu, gdzie mogę zaznaczyć miejsce, w którym znajduję się ja oraz miejsca dziesiątek/setek/tysięcy osób, z którymi podejmuję interakcje. Po co? Aby mieć kogoś, z kim mogę się porównać; kogoś, przed kim chcę dobrze wypaść; kogoś, kto swoim zaangażowaniem i determinacją pokazje mi, że w życiu można naprawdę wiele osiągnąć.

Gdy nie widzę umięśnionych mężczyzn dookoła, nie mam motywacji by chodzić na siłownię. Gdy nie rozmawiam z ludźmi zafascynowanymi nauką i poszerzaniem wiedzy, na studiach uczę się wymaganego minimum i nie wykorzystuję 80 procent swoich możliwości intelektualnych.

Tak, moja motywacja do działania jest aż tak chwiejna. Tak, to jest przerażające. Powyższe przykłady nie są wzięte z nikąd. Są to prawdziwe stany, które mają realny wpływ na moje zachowanie.



Na szczęście takie fatalistyczne nastawienie nie jest stałe w czasie. W przypadku niektórych działań/motywacji/celów - jeden, dwa zmarowane dni; w przypadku innych - kilka tygodni. Jednak... gdyby chcieć tę postawę zgeneralizować, można by tylko powiedzieć: gdy nie przebywam w społeczeństwie, nie żyję - a co najwyżej wegetuję.



Niestety brak punktu odniesienia nie wyjaśnia wszystkiego. Chciałbym mieć tyle motywacji, by wykorzystać każdą godzinę, każdą minutę na działania zbliżające mnie do realizacji moich celów. Chciałbym każdego dnia móc powiedzieć sobie, że przeżyłem go w najkorzystniejszy dla siebie sposób i zrobiłem coś na rzecz własnego rozwoju.Tylko że w praktyce jakoś mi to nie wychodzi.

Zdaje się, że mam problemy z motywacją.

Panowie, litości!

Są sytuacje, gdy robi mi się wstyd za pedałów - i potem już się nie dziwię dlaczego ludzie wytykają mnie na ulicy gdy idę z chłopakiem za rękę, i w ogóle uważają gejów za największe zło tego świata.

Wstyd i niesmak.

Tak. Wstyd i niesmak powstały, gdy zapragnąłem poczuć więź z bracią gejowską i zobaczyć, w jaki sposób pedały zapełniają przestrzeń internetową. Rozczulić się nad kolejnym przypadkiem trudnego coming outu, pozwolić sobie na chwilę radości dowiadując się, że jeszcze jedna gwiazda ujawniła swoją orientację - i takie tam różne. Więc do dzieła - wpisuję adres, Opera zwinnie pobiera zawartość serwisu i... chuj.
Taki prawdziwy. I, co gorsza, nie jeden!
Gdzie te artykuły, gdzie te reportaże, opinie, przemyślenia? No nic, może uda mi się chociaż rzucić okiem na stronę główną zanim penisy zaleją cały ekran.

Nieoceniającym okiem przyszłego psychologa badam kolejne rubryki zacnego portalu. Proszę bardzo: Jak się kręci film porno? - relacja z planu zdjęciowego jako najnowszy wpis w dziale Pornonewsy, link na samym środku strony głównej. To na prawo od sekcji z notkami z prasy dot. świata LGBT, gdy już znudzi się pedałowi czytanie na poważne tematy. Niżej odnośnik do tekstu o technikach masturbacji - widzę, że specjaliści od usability dobrze przemyśleli układ serwisu (masturbacja po pornonewsach, no przecież). Dalej jakiśtam fetysz, jakiśtam mister men lipca 2009, no i oczywiście zdjęcia penisów z numerami telefonów w podpisie (obok powinni dać link do wjakiejsieci.pl, niech sobie pedał sprawdzi czy będzie miał tanie połączenia do upatrzonego chuja).



Ale! Jest też coś dla zintelektualizowanego homoseksualisty, patrzę z niedowierzaniem.

Zacieram ręce, przestawiam mózg na wyższe obroty, bo cóż widzę? Na lewo od Krakowiaka przez szybę (podglądanie go jak sobie wali konia to bardzo rajcujące zajęcie) dział Ikony, a tam... Miron Białoszewski.

Miron Białoszewski - tak, naprawdę tam jest i spogląda na odwiedzającego, niewzruszony Krakowiakiem, nieświadomy wszystkich penisów dookoła. Do zdjęcia (uwaga! jedno z niewielu, na którym widzimy osobę nierozebraną, i na dodatek ze zbliżeniem na twarz) dołączona notka biograficzna żywcem skopiowana z Wikipedii. Widocznie redaktorzy portalu lepiej sobie radzą opisując seks w trójkącie (jego zajebisty smaczek wraz z towarzyszącym morzem potu i spermy), a artykuły na bardziej intelektualne tematy wolą zaczerpnąć z innych źródeł. O, pod tekstem wklejony nawet jeden wiersz, to pewnie dla gejów-romantyków żeby mogli sobie umieścić kilka cytatów w profilu na fellow.

Wracam na stronę główną, ale zdaje się, że nie pozostało już zbyt wiele do czytania. Przynajmniej wiem, gdzie się pedały dokształcają z literatury, jak już zwalą sobie konia stosując najlepsze techniki masturbacji z artykułu w dziale obok.



Dochodzę do wniosku, że tyle mi wystarczy w ramach podróży po polskim GEJ portalu. Teraz tylko modlę się, by żaden heteryk przypadkowo nie wpadł na opisany serwis, szukając wiedzy na temat gejów i lesbijek. Bo wtedy nie trafią już do niego argumenty naukowców, że homoseksualizm to coś więcej niż tylko pociąg do osoby tej samej płci i chęć pójścia z nią do łóżka.

Na szczęście mnie nie trzeba do tego przekonywać. Nie jest jeszcze ze mną tak źle.

The loneliness of the long distance runner

Niedziela, godzina ok. 18:50. Prawie dziesięć minut przed czasem. Z uśmiechem na ustach patrzę przez okno autobusu na chwilę przed jego opuszczeniem - nie pada bardzo mocno, moja fryzura cudem utrwalona toną żelu i lakieru ma szanse przetrwać dojście na miejsce spotkania (tak, w tym tygodniu koniecznie idę do fryzjera). Placebo w słuchawkach za 300zł przyprawia o dreszcze i doprowadza do muzycznego orgazmu; z bólem wyłączam iPhone'a przekraczając próg pubu.

Czekam jeszcze kilka minut. Paulina pisze, że się spóźni, a mimo to staje przede mną równo o 19. Cztery godziny później wychodzimy w stronę stacji metra, wyrzuciwszy z siebie setki myśli, tysiące zdań, miliony słów.

Miliony słów, trzy piwa, no i w międzyczasie Paulina wypaliła pewnie jeszcze z pięć papierosów.


Dyskutując na temat historii o Kanadyjczyku, którego dopadł atak paniki w środku nocy na syryjskiej pustyni, słyszę, że Paulina powoli traci głos. To ten hałas w pubie, trzeba głośno mówić. I ta potrzeba podzielenia się wszystkim, co pojawiło się w naszych głowach od ostatniego spotkania... wzmocniona kilkoma browarami.

Masz naprawdę fajnych rodziców. Wiesz, moja mama zawsze mówiła, że gdyby okazało się, że jej dziecko jest gejem albo lesbijką to byłaby to dla niej prawdziwa tragedia. Pewnie. Moja mama tak kocha swojego syna pedała, że - choć nigdy nie radziła sobie z komputerami - teraz przesiaduje w necie w poszukiwaniu informacji na temat mojego chłopaka (gwoli ścisłości - byłego chłopaka) żeby potem powiedzieć: Ten Tomek nie uśmiecha się na żadnych zdjęciach, i w ogóle wygląda na złego człowieka. Jeśli przedstawisz go swoim przyjaciołom to z pewnością będą chcieli zerwać z Tobą kontakt, uważaj. Nauczyła się nawet drukować zdjęcia znalezione na gronie - żeby potem zostawić mi na biurku twarz Tomka z ręcznie dopisanym komentarzem, którego treść to same podejrzenia, ostrzeżenia i obawy.

Też Cię kurwa kocham mamo.


Siedzimy z Pauliną naprzeciwko schodów, trochę na prawo od nich - i co chwila spoglądam w stronę każdej osoby, która wchodzi do sali. Tak, Adam - chłopak, z którym się od niedawna spotykam - napisał, że może wpadnie do nas tego wieczoru. Więc oto ja, jestem tam, siedząc w pubie dyskutuję z Pauliną i popijam piwo, a głowa automatycznie odwraca się w lewo za każdym razem, gdy nowa osoba pojawia się w polu widzenia. Ręka co i raz sięga do kieszeni po telefon w nadziei, że nie usłyszałem powiadomienia o nowej wiadomości od Adama, która czeka już w skrzynce odbiorczej.

W końcu pojawia się komunikat na wyświetlaczu. "Nie będzie mnie, śpię dzisiaj u rodziców".

W porządku. Trzy noce minionego tygodnia ja spędziłem w jego łóżku, więc chyba nie powinienem narzekać. Kontynuuję dyskusję z Pauliną, próbując ukryć rozczarowanie, które mimo wszystko pojawiło się po odczytaniu smsa.

Około północy jestem z powrotem w domu; prawie od razu kładę się do łóżka. Rano dochodzę trzy razy masturbując się przed ekranem komputera. Wiadomości od Adama brak.